Wszystko idzie, tak jak dotąd i nagle gaśnie światło. Z życia znikają kolory. Wszystko staje się szare, bez znaczenia. Zgodnie z Międzynarodową Klasyfikacją Chorób, pierwszy epizod depresyjny objawia się m.in: obniżonym nastrojem, pojawiającym się rano i utrzymującym się przez większą część dnia, prawie codziennie, niezależnie od okoliczności. Poczuciem smutku i przygnębienia, utratą zainteresowania wszystkim, co zazwyczaj nas pasjonowało i sprawiało radość. Zanikiem odczuwania przyjemności, zobojętnieniem emocjonalnym, spadkiem energii i łatwym męczeniem się.
Większość ekspertów jest zdania, że przed depresją nie można się ustrzec. Może dotknąć każdego w dowolnym momencie życia. Nie musi być widocznej przyczyny. To wynik jednoczesnego wystąpienia wielu różnych czynników, które wpływając na siebie nawzajem, zaburzają równowagę chemiczną w mózgu. Chorobę można odziedziczyć. Może też być wynikiem wychowania. Albo ciągłego życia pod presją, traumatycznych przeżyć i wypalenia. Doświadczania dotkliwego, przewlekłego stresu, uzależnień, braku ruchu i pozytywnych doznań, a także poczucia osamotnienia.
Depresja zaczyna się w głowie ale wyniszcza nie tylko mózg i naszą psychikę
Jest zabójcza dla całego naszego organizmu. Wpływa negatywnie na wszystkie komórki i narządy, zwłaszcza serce i układ krwionośny. Poczucie ciągłego zmęczenia sprawia, że unikamy wszelkiej aktywności. Ciało rzeczywiście słabnie. Tracimy kondycję, siłę, wytrzymałość, odporność i zdrowie. Więc męczymy się coraz łatwiej i szybciej. Brak nam energii. Więc zaprzestajemy aktywności fizycznej. Nic nas nie interesuje ani nie sprawia przyjemności. Tkwimy zamknięci i pogrążeni w apatii. To błędne koło, z którego coraz trudniej wyjść.
Antoni Kępiński, wybitny polski psychiatra,określił czas depresji „złym czasem, od którego chciałoby się uciec, ale nie ma gdzie; chory jest w nim zamknięty, przygnieciony przeszłością, teraźniejszością i bez perspektyw przyszłości. W czasie tym niewiele się dzieje; przeżycia monotonnie obracają się koło tych samych wątków: beznadziejności, poczucia winy, lęku przed katastrofą”.
Depresji nie da się przeczekać, tak jak kataru, sama nie przejdzie
Jeśli pozostaniemy bierni, z każdym dniem będzie coraz gorzej. To choroba. Potrzebna jest profilaktyka, zwiększanie odporności, leczenie, rehabilitacja i zapobieganie nawrotom. Chodzenie pełni te wszystkie funkcje, wspierając także i uzupełniając leczenie farmakologiczne i terapię. To antydepresant. Darmowy, bez recepty, dostępny dla każdego. Wymaga tylko wyjścia z domu. Zmierzenia się z pogodą. Doznaniami i wrażeniami, z którymi spotykamy się po drodze.
Naturalny ruch na świeżym powietrzu pobudza, ożywia, dotlenia, uwalnia endorfiny, serotoninę i dopaminę. Dodaje energii i motywacji. Poprawia nastrój. Zaczyna się chcieć. W końcu. Choćby tylko iść dalej. Ale jednak się chce. Po pewnym czasie chce się wracać. I znów się idzie. Po drodze można poczuć. Słońce, deszcz albo wiatr na twarzy.
Zamknąć oczy i przypomnieć sobie, że kiedyś się czuło. Coś więcej niż czuje się teraz, jeśli w ogóle coś. I że były takie chwile, że było warto. Że się chciało, się żyło, było fajnie. Chodząc, łatwiej wrócić w takie miejsca i chwile. I robi się lżej. I chce się iść dalej. To też pomaga. Mamy więcej tlenu we krwi, w mięśniach i w mózgu. I pojawia się przypływ energii, której ostatnio brakowało. Już tylko procesy zachodzące w naszym ciele podczas chodzenia wystarczają do zmiany depresyjnego nastroju. Ale to dopiero pierwszy krok.
Chodzenie oczyszcza umysł
Myśli się szybciej i jaśniej. Tak bardziej do przodu. Lekko. Myśli przestają biegać w kółko i tłuc się w głowie. Uspokajają się, prostują i nabierają sensu. Robi się odważniej. Przychodzą pomysły. Może spróbować czegoś nowego? Pojawia się nadzieja. Może się uda? Nowe spojrzenie, nowe możliwości, nowa chęć do działania. Tym razem chce się bardziej. Już nie tylko iść. Coś jeszcze. Spróbować postarać się, zrobić, dokonać, osiągnąć. Może jeszcze nie wszystko stracone? Może znów warto? Dobrze jest poznawać nowe miejsca. Uliczki, zaułki, podwórka, przejścia, skróty. Pojawia się ciekawość. I znów się chce. Wiedzieć, poznać, sprawdzić, przekonać się, zobaczyć. Można wyjść poza to, co znajome, bezpieczne i ograniczające. Chodzenie otwiera nowe drzwi w głowie, dotychczas zamknięte. Czasem rozwiązania i odpowiedzi same przychodzą, a problemy rozwiązują. Zyskujemy nowe spojrzenie. Patrzymy inaczej i widzimy to czego wcześniej nie dostrzegaliśmy.
Wystarczy iść. To kształtuje i wzmacnia dobre nawyki. I silną wolę. Chodzi się więcej, dłużej, szybciej. Mięśnie się wzmacniają. Pojawia się kondycja. I odporność. I wytrzymałość. To też pomaga. Dodaje pewności siebie. A potem jest zmęczenie i ból mięśni. Ale takie dobre. Bo znów się czuje. I odpoczywa. Łatwiej zasypiamy. Szybciej, głębiej, na dłużej. A jeśli następnego dnia mięśnie jeszcze bolą, brakuje energii, w głowie znów się zaczyna źle dziać, warto wyjść. Żeby pochodzić.
Stawianie kolejnych kroków zmniejsza depresję na wiele sposobów
Dostarcza mnóstwo okazji, żeby uwolnić się od toksycznych myśli i emocji. Zarazem daje nam siłę i chęci, aby podjąć ten wysiłek. W sukurs przychodzi nam łatwość dobrego, uspokajającego, kojącego oddychania, mniej stresu, więcej hormonów szczęścia, oczyszczanie organizmu z toksyn i jego ożywcze pobudzenie. To olbrzymi pozytywny potencjał który nas wspiera i z którego w każdej chwili możemy czerpać ile tylko chcemy. Wystarczy iść, a pozytywne procesy psychiczne i fizjologiczne uruchamiane, wspierane, podtrzymywane i wzmacniane naszym ruchem zrobią resztę.
Idąc możemy wyznaczać sobie niewielkie ale satysfakcjonujące cele, które są możliwe do osiągnięcia. Przejście wyznaczonego sobie dystansu, zrobienie zaplanowanej ilości kroków, chodzenie przez określony czas, przejście wybranej trasy albo dotarcie na piechotę do ulubionych lub nowych miejsc wprawia w dobry nastrój. Daje poczucie dumy, pewności siebie, satysfakcji, poczucia sprawczości i kontroli sytuacji. Poprawia samoocenę i zwiększa poczucie własnej wartości. A jeśli jest z nami naprawdę źle, tak bardzo, że żaden cel nie wydaje się wart wysiłku i osiągnięcia, możemy skupić się na zrobieniu tylko jednego kroku. I kolejnego, a potem jeszcze jednego. Jeśli zaczniemy iść, dalej pójdzie samo.
Chodząc, przebywamy na świeżym powietrzu. Dotleniamy nasz organizm i dodajemy sobie energii. Miarowe chodzenie ułatwia oddychanie nosem, rytmiczne, spokojne, głębokie, z przepony. Całe nasze ciało, wszystkie komórki, tkanki i organy są lepiej odżywione i lepiej funkcjonują. Szczególnie korzysta na tym nasz mózg. Zaczyna pracować sprawniej. Stopniowo odzyskuje zaburzoną równowagę neuroprzekaźników. Poziom noradrenaliny i serotoniny zaczyna wracać do normy. Nasz umysł uspakaja się, myślimy jaśniej i szybciej. Kiedy regularnie chodzimy, wspomagamy wszystkie procesy antydepresyjne w całym organizmie.
Kiedy cierpimy na depresję, zamykamy się w swojej głowie i swoim mieszkaniu
Najchętniej wcale byśmy nie wychodzili. Izolujemy się. Potrzebujemy zmiany. Ale nie mamy odwagi, siły ani motywacji, żeby coś zmienić. Zadręczanie się albo apatyczne patrzenie godzinami na jedną z czterech ścian, którymi odgradzamy się od życia i innych to najgorsze, co możemy zrobić. Ważne, żeby nie tkwić ciągle w tym samym miejscu we własnej głowie, w swoim mieszkaniu i życiu. Dzięki chodzeniu mamy powód, żeby wyjść na zewnątrz. Zmienić otoczenie. A jak już wyjdziemy i idziemy, otoczenie zmienia się nieustannie. Dostarcza nam nieprzewidywalności, nowych wrażeń i doznań, zmienności. I właśnie tego potrzebujemy.
Chodzenie nie daje gwarancji uniknięcia depresji. Ale skutecznie ogranicza ryzyko zachorowania. A kiedy już doświadczamy stanów depresyjnych, chodzenie pomoże nam je złagodzić, a nawet wyeliminować. Jeśli wyjdziemy z depresji, regularne chodzenie będzie nas chronić przed jej nawrotem.